piątek, 2 maja 2014

Nowe opowiadanie!

Witajcie po długiej przerwie! Wracam, po egzaminach, z głową pełną pomysłów i zaczynam pisać nowe opowiadanie. Nie pojawi się w najbliższym czasie, bo dopiero je piszę, ale na pewno podam linka do bloga :) Tego bloga prawdopodobnie usunę, bo z pewnością nie będę go dalej pisać. Pozdrawiam!

piątek, 6 grudnia 2013

Info!

Przepraszam, że nie dodaję rozdziałów, ale mam za niedługo konkurs i próbne egzaminy przy okazji, więc muszę trochę przysiąść i się pouczyć. Myślę, że bloga wznowię dopiero po świętach. Przepraszam.

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 7

Chciałam wstać i udać się w stronę domu, ale Grzesiek mi to uniemożliwił, zachłannie wpijając się moje usta. Zamknął mnie w swoim szczelnym uścisku. Kiedy mnie puścił, dotknął mojego policzka opuszkami palców i utkwił wzrok w moich oczach. Promiennie się uśmiechnęłam, co zaowocowało iskierkami w jego patrzałkach.

- Chyba nie muszę już nic mówić. – powiedział.

- Teraz już nie. – tym razem to ja musnęłam jego usta, stając na palcach. Nasze „zajęcie” przerwał Ferens, który nadszedł całkiem niespodziewanie.

- Oj... – zmieszał się. – Nie chciałem wam przeszkadzać, ale idziecie na górę? – wskazał kciukiem na swój dom.

- Tak, idziemy. – zerknęliśmy na siebie ukradkiem i poszliśmy za Wojtkiem.

    Do końca imprezy nie wspominaliśmy o tej sytuacji. Wymienialiśmy tylko między sobą ukradkowe spojrzenia i nikłe uśmiechy. Bliżej poznałam Monikę i Hanię. Muszę powiedzieć, że były niezwykle sympatyczne. Wymieniłam zdania na temat rozegrania razem z Gumą, na co miałam ochotę od dłuższego czasu i posłuchałam zwierzeń nietrzeźwych kolegów Wojtka. Było już grubo po drugiej w nocy i stwierdziliśmy z Grześkiem, że musimy wracać. Wychodziłam z podziwu, patrząc na Boćka, który przy swoich kolegach prawie nie tknął alkoholu. Prawdziwy sportowiec. W milczeniu doszliśmy do mieszkania. Całe przyjęcie zastanawiałam się, co będzie, jak wrócimy. Cieszyłam się, że odeszliśmy od wszelkich komentarzy na temat naszego pocałunku.

- Idziesz spać? – zadał mi pytanie, kiedy przebrana w pidżamę chodziłam po mieszkaniu, nie mogąc zebrać wszystkich swoich rzeczy.

- Tak, a ty? – „kleiliśmy” rozmowę.

- Nie wiem, to zależy od ciebie. Możemy coś pooglądać, posiedzieć sobie… - mówił. Roześmiałam się.

- Grzesiek, dochodzi trzecia! Jak ty jutro wstaniesz na trening?

- Może masz rację… Dostanę całusa na dobranoc? – poprosił z miną rozżalonego dziecka.

- Naturalnie. – podeszłam do niego i wspięłam się na palce. Chciałam trafić w policzek, ale Bociek obrócił twarz i pocałowałam go w usta. Niewinny buziak, przerodził się w namiętny pocałunek. Poczułam, jak jego ręce wędrują na moją talię. Objęłam go za szyję i tak oto wyglądało nasze pożegnanie przed snem…

Dwa dni później…

    Siedziałam na trybunach, w koszulce ZAKSY, niestety mojej meczowej, ale Grzesiek obiecał mi, że za parę dni załatwi mi swoją. Kędzierzynianie mieli rozegrać dzisiaj mecz z Czarnymi Radom. Oczywiście byli faworytami, ale nigdy nie byłam do końca przekonana kto wygra. Przekonałam się o tym na samych meczach ME. Siatkarze wyszli na boisko i zaczęli się rozgrzewać. Śledziłam wzrokiem Grześka, który też odnalazł mnie w tłumie kibiców i wesoło się uśmiechnął. Miał jakiś problem z plecami, więc w pierwszej szóstce wyszedł Dominik Witczak. Wkrótce mecz się zaczął. Cały czas było widać stanowczą dominację ZAKSY. Kombinacyjne rozegrania Zagumnego i techniczne ataki Dominika znacznie poprawiły jakość spotkania. Podopieczni Świderskiego wygrali 3:0. Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Zeszłam z trybun w okolice szatni i czekałam na Boćka. Jako ostatni wyłonił się zza drzwi.

- Cześć Miedziana. – szepnął, całując mnie w czoło (jakieś nowe zwyczaje).

- Grzesiu, wiem, że bolą cię, plecy i trudno ci się schylać, ale od kiedy całujesz mnie w głowę, co? – roześmiałam się i stanęłam na krześle, przez co byłam od niego wyższa o klika centymetrów.

- Rozwiązałaś problem. – powiedział i mnie objął, po czym zachłannie wpił się w moje usta. Całowaliśmy się, dopóki na korytarz nie wypadła cała zgraja zawodników, którzy momentalnie zaczęli gwizdać. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Zważając na ból w kostce, ostrożnie zeszłam z krzesła i za rękę wyszliśmy z hali.

Wróciliśmy do domu i zajęliśmy się swoimi sprawami. Wkrótce odezwał się mój telefon. Odebrałam. To, czego dowiedziałam się w ciągu kilku sekund rozłożyło mnie na łopatki. Rzuciłam telefon na łóżko, a po chwili osunęłam się po ścianie i zaczęłam płakać. Piotrek trafił do grona aniołków. Pomimo naszych starań nie udało się chłopca uratować. Nie mogłam się opanować. Ukryłam twarz w dłoniach i wylewałam łzy nad jego nieszczęsnym losem. Wtedy do pokoju wszedł Grzesiek, którego kompletnie zignorowałam.

- Nala, co jest? – przytulił mnie, dziwiąc się nad czym tak rozpaczam.

- Pamiętasz tego chłopca, dla którego organizowaliśmy mecz charytatywny? – spytałam.

- Jasne. – odparł. – Czy on… - dodał po chwili, a ja przytaknęłam i znowu zaczęłam łkać. Wtuliłam się w Grześka i tak siedzieliśmy kilkanaście minut. Stwierdziłam, że muszę zacząć normalnie funkcjonować. Bociek zaofiarował mi swoją pomoc i zrobił kolację. Wzięłam gorący prysznic i usiadłam na krześle w kuchni, po czym utkwiłam wzrok w bezlistnym drzewie za oknem.

- Zjesz coś? – usłyszałam zmartwiony głos Grześka.

- Mogę zjeść. – wychrypiałam pociągając nosem. – Kiedy masz kolejny mecz? – spytałam, chcąc zejść na inne tematy.

- Kolejny będzie z Olsztynem za tydzień. Druga kolejka, a potem Super puchar.

- Będziesz grał?

- Jeśli Świder mi pozwoli… - uśmiechnął się nikle. – Wyjdziemy wieczorem na spacer? Jest ciepło. – zaproponował.

- W sumie, to bardzo chętnie… - powiedziałam i zabrałam się do konsumowania mojej porcji. Za godzinę byłam gotowa do wyjścia. Widziałam, jak Bociek stara się odciągnąć moje myśli od śmierci Piotrusia, co było dla mnie bardzo pomocne.

Grudzień...

    Zbliżały się święta, a razem z nimi nieunikniony wyjazd Grześka do rodziny. Zaczęłam wynajmować mieszkanie. Całkiem ładne, jasne, przytulne na obrzeżach  miasta, jednak nie daleko osiedla, na którym mieszkał Bociek. Pozbierałam się po śmierci Piotrka i zaczęłam żyć dalej. Na szczęście Maciek nie uprzykrzał mi życia, chociaż cały czas miałam nieprzyjemną świadomość jego bliskości. Ponieważ było mi smutno samej w mieszkaniu, kupiłam psa. Zazwyczaj, w malutkich mieszkankach ludzie mają yorki i spaniele. Ja znalazłam malamuta askalańskiego. Na razie był szczeniakiem, ale za kilkanaście miesięcy stanie się olbrzymią bestią. Mojego pupila nazwałam Frodo, jako wielbicielka Władcy Pierścieni. Po dwóch tygodniach załatwiania spraw związanych z moim miejscem zamieszkania, w końcu mogłam odpocząć. Moja kostka powoli wracała do zdrowia i powoli zaczynałam chodzić na siłownie, a później normalnie trenować. Bliżej zakumplowałam się z koleżanką z uczelni. Przynajmniej miałam z kim pogadać o babskich sprawach, a nie tylko o dobrym rozegraniu.


    Pewnego dnia umówiłam się z Tośką. Miała do mnie przyjść i przenocować, bo w mieszkaniu miała remont i malowaną sypialnię. Usłyszałam dzwonek. Wyszłam z pokoju i otworzyłam drzwi... Poczułam jak serce przestaje mi bić...

 

Przepraszam, że tak późno, ale dużo nauki mi się nazbierało :)

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 6

- Nala, co tak stoisz? – powiedział Maciek i podszedł mnie przytulić. Bez słowa protestu podeszłam i zrobiłam to samo, chociaż jego dotyk niemiłosiernie mnie palił. Usiedliśmy w salonie. Przybliżyłam się do Grześka i siedziałam ze spuszczoną głową. Zastanawiałam się, co mam teraz zrobić. Mam uciec? Po raz drugi? Nie! Przecież tego nie zrobię. Za dużo osiągnęłam, żeby się teraz wycofać. Z kontuzji wyleczę się za jakiś czas i będę znowu grać, znajdę mieszkanie i wyprowadzę się stąd. Wtedy dopiero będę bezpieczna. Będę studiować, grać i zarabiać. Maciek udawał niewiniątko, jednak jego wzrok prześwietlał mnie w całości. Patrzył się na mnie, tak jak wtedy. Nie mogłam znieść tego uczucia.

- Wyjdę się przejść, zaraz wracam. – powiedziałam i wstałam.

- Jest już późno, gdzie ty się wybierasz? – zaprotestował Maciek i pociągnął mnie na z powrotem na siedzenie.

- Nie jestem małą dziewczynką. – mruknęłam.

- Fakt, nie masz szesnastu lat, może nikt cię nie dopadnie. – powiedział, a ja zrobiłam się blada jak trup. Pamiętał, bo w sumie tego nie dało się zapomnieć. Grzesiek przyglądał się naszej wymianie zdań, zdziwiony moim zachowaniem. Chyba wyczuł, kim jest Rybicki.

- Ale tak na marginesie, to z Nalą wybieraliśmy się na imprezę do Wojtka. Zostało nam już nie wiele czasu, więc… - zaczął, a ja wypuściłam powietrze z ulgą.

- Jasne, już idę. Miłej zabawy. Pa Nala, do zobaczenia. – powiedział i wyszedł z mieszkania. Bociek zamknął drzwi i wrócił do pokoju. Siedziałam ze wzrokiem wbitym w sufit.

- Nala… - podszedł i po prostu mnie przytulił. Nie protestowałam, bo tego wtedy potrzebowałam. – Nie gadaj, że to on…

- Nie zaprzeczę. – mruknęłam. – Skąd wy się w ogóle znacie?! – spytałam zrozpaczona.

- Długa historia… Poznaliśmy się, jak grałem w kadetach i tak jakoś się skumplowaliśmy.

- Czemu akurat on? – ukryłam twarz w dłoniach. Grzesiek usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.

- Ze mną ci nic nie grozi. Może zgłosisz to na policję? – oczywiście wybrał najmniej dogodne wyjście z sytuacji.

- Nie Grzesiek. – zaprotestowałam. – Po prostu wyjadę. Znowu, ale nie mam innego wyjścia. Nie chcę narażać ani ciebie, ani siebie samej. Znajdę jakieś mieszkanie, może w Rzeszowie, czy Krakowie. Załapię się do jakiegoś klubu i przetrwam. – powiedziałam.

- Przetrwasz? – zdziwił się. – Ty masz żyć jak człowiek, a nie uciekać i walczyć o przetrwanie! Może on się zmienił… Jeśli cię dotknie, to lepiej, żeby sam się zabił bo prędzej, czy później zrobię to ja.

- Wiem, że mogę na ciebie liczyć, ale tak się nie da! Co ja mam zrobić?! – kręciłam głową ze łzami w oczach.

- Zostań tutaj i staraj się normalnie żyć. – powiedział.

- Może masz rację… - popatrzyłam się na widok za oknem.

- Ja zawsze mam rację. – uśmiechnął się.

- Tym razem… - podkreśliłam pierwsze dwa słowa. – masz. – wstałam z sofy i udałam się do swojego pokoju.

- Co z tą imprezą u Ferensa? – krzyknął z kuchni.

- A to nie był wkręt? – zdziwiłam się.

- Nie. Naprawdę! Chodź ze mną! – prosił, zaglądając do mojego pokoju.

- A nie możesz iść sam? – spytałam. – Wiesz, że utykam… - roześmiał się na moje słowa.

- Mogę cię nosić! – podszedł do łóżka i jakby nigdy nic, podniósł mnie.

- Czy ty aby nie przesadzasz?

- Nie, wcale. To co ubierasz?

- Jeszcze nie powiedziałam czy idę. – stwierdziłam, kiedy postawił mnie na ziemi.

- Ja zdecydowałem i nie wiem jaką ubrać koszulę, więc może się określisz…

- Masz dylematy. – roześmiałam się i zaczęłam szperać w szafie. Bociek wygodnie usadowił się na łóżku i bacznie przyglądał się moim poczynaniom. Wyciągnęłam żółtą sukienkę i czarne baleriny. – Zadowolony? – spytałam.

- Jak najbardziej. Czyli mam wziąć czarną?

- Dokładnie. – uśmiechnęłam się. – A teraz mógłbyś wyjść, bo chcę się przebrać?

- Muszę? – skinął głową, jak małe dziecko.

- Tak, musisz. – uniosłam jedną brew i poczekałam aż wyjdzie i zamknie za sobą drzwi. Założyłam sukienkę i jak się okazało potrzebowałam pomocy Grześka. Oczywiście – zamek.

- Grzesiu! – krzyknęłam i zaczęłam go szukać po mieszkaniu.

- Co? – usłyszałam i zobaczyłam atakującego w ciemnych dżinsach… bez koszulki. Stanął przede mną i się uśmiechnął.

- Ślicznie wyglądasz! Co chciałaś? – nie mogłam wydobyć z siebie głosu. „Zocha, nie gap się na jego klatę! Sama też masz taki kaloryfer.” Podobno gadanie, albo myślenie w stosunku do samej siebie to objawy schizofrenii. Dobra, ogarnęłam się.

- Zapniesz mi zamek? – spytałam. Bociek oczywiście zaangażował się w pomoc bez najmniejszego problemu. Odwróciłam się, a Grzesiu zasunął moją sukienkę. Nie powiem, że czułam się świetnie, ale na wierzchu miałam całe plecy. Mówi się trudno…

- Dziękuję. – powiedziałam cicho i poszłam do łazienki, słysząc za sobą „polecam się na przyszłość”. Chyba jego niedoczekanie. Zrobiłam delikatny makijaż i rozpuściłam włosy. Ubrałam baleriny i wzięłam małą torebkę z komody. Narzuciłam na siebie czarną, skurzaną kurtkę i po dwudziestu minutach byłam gotowa.

- No ślicznie miedziana… - roześmiał się Bociek. Stanął w progu i muszę powiedzieć, że szczęka mi opadła na jego widok. Był ubrany w ciemne jeansy i czarną koszulę, w której rozpiął kilka guzików.

- Ja ci dam miedziana! – uderzyłam go w ramię.

- Rude jest piękne! – tym zdaniem rozłożył mnie na łopatki. Zaczęłam się śmiać, nie mogąc się opanować.

- Chodźmy już. – powiedziałam i wyciągnęłam go z mieszkania.

    

Ponieważ Wojtek mieszkał całkiem niedaleko, zrobiliśmy sobie mały spacerek. Była chłodna noc, a księżyc świecił o wiele jaśniej niż wszystkie lamp na ulicy razem wzięte. Szliśmy w sumie niebezpieczną dzielnicą, ale przy Grześku niczego się nie bałam. Znowu doznałam tego cudownego uczucia… bezpieczeństwa. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Bociek, jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi. W progu stanął „gospodarz”.

- Jest i Nala! Miałem nadzieję, że się pojawisz. – uśmiechnął się Wojtek. Przywitaliśmy się z resztą „bandy” i poszliśmy na taras, gdzie skupiła się cała drużyna. Nie obyło się bez pytań o moją kostkę, jednak na wszystkie odpowiadałam zgodnie z prawdą – pozytywnie. Część chłopaków tańczyła ze swoimi żonami i dziewczynami na środku parkietu, niektórzy siedzieli pod ścianami i pogłębiali swój stan nietrzeźwości, a jeszcze inni stali przy barierkach i rozmawiali, najprawdopodobniej o lidze. Dostrzegłam cały zespół ZAKSY, Michała Kubiaka i Damiana Wojtaszka, którzy przyjechali z drużyną na mecz, który miał się odbyć za dwa dni, a gdzieś po ogrodzie kręciły się narzeczona Możdżona i dziewczyna wspomnianego wcześniej Dzika. Grzesiek wybrał wersję numer jeden i od razu porwał mnie do tańca. Nie miałam nic przeciwko, wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że trochę skorzystam z jego obecności. Trafiliśmy na tak zwane „przytulanki”. Jak zwał, tak zwał. Powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki biegnącej z głośników. Cóż, było całkiem przyjemnie. Przynajmniej nie nadwyrężałam kostki.

- Dobrze, że ze mną poszłaś. – szepnął mi na ucho.

- Też się cieszę.

- Pójdziemy się przejść? – spytał po chwili.

- Jasne. – odpowiedziałam, po czym ruszyliśmy do potężnego ogrodu. Za domem było pełno wysokich krzaków i drzew, więc nikt, ani nic nam nie przeszkadzało. Usiedliśmy sobie na drewnianej huśtawce i kiwaliśmy się bez słowa. Ciszę przerwał Grzesiek.

- Coś ci chyba muszę powiedzieć. – zaczął. Zwróciłam głowę w jego stronę. – Chodzi o to, że…

- Grzesiek, Nala! Chodźcie, bo szampana otwieramy. – krzyknął Wojtek i tak zakończyła się nasza rozmowa.

Zabijecie mnie za końcówkę, wiem :) Co u Was? Zaczynacie jakieś nowe blogi?

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 5

- Pani Zofio, bardzo mi przykro, ale doszło do zerwania wiązadeł otaczających staw skokowy oraz do uszkodzenia torebki stawowej. Chyba pani rozumie, że to poważna kontuzja i że będzie pani musiała zrobić sobie przerwę w grze… - powiedział, a pod moimi powiekami zebrały się łzy. Grzesiek spuścił głowę i wbił wzrok w szpitalne płytki.

- Rozumiem… - wymruczałam. – Da się jakoś przyspieszyć leczenie? Pan rozumie, ja mam ligę, muszę grać!

- Teraz pani zdrowie jest ważniejsze. Zaraz przyniosę pani wypis. – rzekł, po czym wyszedł.

- I co ja teraz zrobię? – ukryłam twarz w dłoniach i oparłam się o ścianę przylegającą do łóżka. Nie płakałam, nie było sensu.

- Zamieszkasz u mnie… - Bociek nie dawał za wygraną, a ja dalej stawiałam na swoim. W końcu musiałam ulec.

- No dobra, ale tylko na kilka dni. Znajdę mieszkanie, wrócę do gry i wszystko będzie po staremu, jasne? – popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem i dojrzałam w jego oczach wesołe iskierki.

- Proszę podpisać. – do Sali wszedł lekarz i podał mi dokumenty, które podpisałam za jednym zamachem. Ubrałam się i mogliśmy jechać. Wracając do domu, nie odrywałam wzroku od szarego świata za szybą samochodu, co nie umknęło uwadze Grześka.

- O czym myślisz Nalokratesie? – spytał wesoło.

- O niczym, nie zwracaj uwagi, skup się na drodze. – powiedziałam.

- Mam podzielną uwagę. – uśmiechnął się. – To w takim razie co tam jest takiego ciekawego?

- Jestem ciekawa, czy pieniądze dotarły do Piotrka. Czy wszystko z nim w porządku. – co mi szkodziło. Po prostu powiedziałam, co mi leży na sercu.

- Na pewno. Zobaczysz, że wyzdrowieje. – ściągnął rękę ze skrzyni biegów i położył na mojej nodze. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, jednak zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. Moja reakcja zdziwiła Grześka, jednak tym razem wiedział czemu się tak zachowuję.

- Mieszkasz sam, czy z kimś? – spytałam, schodząc z niewygodnego dla mnie tematu.

- Mieszkałem kiedyś z kumplem z klubu, ale znalazł sobie dziewczynę i teraz mieszka z nią, a co? Szukasz ochroniarza? – roześmiał się. To mi do głowy nie przyszło. Będę przecież z nim sam, na sam w mieszkaniu! A jeśli okaże się taki jak Maciek? Przełknęłam ślinę i znowu skupiłam się na ponurym krajobrazie za oknem, a pytanie Boćka zostało bez odpowiedzi.
Po godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Mieszkanie Grześka było dosyć spore. Miałam własny pokój, z czego bardzo się cieszyłam, obok był pokój Boćka, dalej jasna kuchnia, przestronny salon i łazienka.

- Chcesz zrobić harmonogram korzystania z łazienki? – spytał. Czy on sobie ze mnie żartował.

- Nie trzeba, nie spędzam rano w łazience więcej czasu, niż dziesięć, góra - piętnaście minut. – zaprzeczyłam.

- Co ty?! To Maćkowi z tym dłużej schodziło. – wzdrygnęłam się na dźwięk wypowiedzianego imienia.

- Temu co z nim mieszkałeś? – spytałam.

- Tak. To ty się nie malujesz? – zdziwił się.

- Nie. Jak chcesz, to mogę gotować. I tak mam teraz dużo wolnego przez tą kontuzję, więc mogę się zająć czymś pożytecznym. – powiedziałam, opierając się o kuchenny blat.

- Umiesz gotować!? To świetnie! Koniec z jedzeniem mrożonek! – ucieszył się, a na moje usta wkradł się delikatny uśmiech, co nie umknęło jego uwadze. – Jeśli jeszcze powiesz, że umiesz piec…

- Też umiem. – uśmiechnęłam się, już nieco śmielej.
- Zostajesz u mnie na zawsze. – przytulił mnie, a w moim sercu coś drgnęło. Zaczynałam się cieszyć, że mieszkam z Grześkiem, a nie z nieznaną mi współlokatorką.

    W czasie, kiedy Bociek wyszedł na trening, ja zaczęłam się rozpakowywać. Kulejąc spacerowałam po mieszkaniu, oglądając zdjęcia i różne pamiątki. Na jednej z fotografii rozpoznałam siebie. Siedziałam na plaży przy zachodzie słońca. Zastanawiałam się, skąd to zdjęcie się tutaj wzięło. Widać, że byłam na nim kilka lat młodsza. Odstawiłam je na miejsce i poszłam do kuchni. Zaczęłam robić gulasz po meksykańsku. W całym mieszkaniu unosił się piękny zapach. Wtedy do kuchni wszedł zdumiony Grzesiek.

- Co gotujesz?! – stanął za mną i zerknął na garnek z gulaszem. – Kiedy będzie gotowe? – pojawiło się pytanie ponad – dwudziestoletniego, wyrośniętego dziecka.

- Jak mamusia skończy. – roześmiałam się. – Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz, ale wyciągnęłam z szafki to otwarte czerwone wino, bo bez niego by nic nie wyszło. – powiedziałam.

- Ależ skąd. Trzeba było wziąć to francuskie! Stało obok.

- Nie, szkoda marnować, jak to tylko przyprawa. – mruknęłam i zaczęłam „ciachać cebulę”. Tradycyjnie się rozpłakałam, co rozśmieszyło Grześka.

- Umartwiasz się nad losem tej biednej cebulki? – roześmiał się.

- Tak mi jej szkoda. – zironizowałam, ocierając oczy z łez skrawkiem rękawa. Nałożyłam gulasz na talerze i przy dosyć klejącej się rozmowie, zjedliśmy obiad.

- Masz dzisiaj jeszcze trening? – spytałam, siadając z Grześkiem na sofie w salonie.

- Nie. Dzisiaj już mam wolne. – uśmiechnął się.

- To dobrze. – nie wiem dlaczego to powiedziałam. – Skąd masz to zdjęcie? – podałam mu fotografię.

- Wiedziałem, że tobie nic nie umknie. Ty na nim jesteś, to już chyba zauważyłaś, a znalazło się tutaj, bo zostawił je kolega, jak się wyprowadzał.

- To dlaczego tu stoi?

- Miałem je wyrzucić, ale kiedy cię spotkałem, a potem mi uciekłaś, to postawiłem je na honorowym miejscu.

- Kto ci je zostawił? Przecież musiał mnie znać… - zdziwiłam się, jednak naszą rozmowę przerwał dźwięk dzwonka. Grzesiek poszedł otworzyć. Usłyszałam głos osoby, który przyprawił mnie o dreszcz przerażenia. Stanęłam w korytarzu i zobaczyłam go, znowu…

- Nala? – popatrzył na mnie z błyskiem w oku, a ja przylepiłam się plecami do ściany. Nie mogłam uwierzyć w to, że stoi przede mną i patrzy się na mnie człowiek, przed którym próbowałam uciec – na darmo…

Oddaję kolejny rozdział :)