- Nala, co tak stoisz? – powiedział Maciek i podszedł mnie przytulić. Bez słowa protestu podeszłam i zrobiłam to samo, chociaż jego dotyk niemiłosiernie mnie palił. Usiedliśmy w salonie. Przybliżyłam się do Grześka i siedziałam ze spuszczoną głową. Zastanawiałam się, co mam teraz zrobić. Mam uciec? Po raz drugi? Nie! Przecież tego nie zrobię. Za dużo osiągnęłam, żeby się teraz wycofać. Z kontuzji wyleczę się za jakiś czas i będę znowu grać, znajdę mieszkanie i wyprowadzę się stąd. Wtedy dopiero będę bezpieczna. Będę studiować, grać i zarabiać. Maciek udawał niewiniątko, jednak jego wzrok prześwietlał mnie w całości. Patrzył się na mnie, tak jak wtedy. Nie mogłam znieść tego uczucia.
- Wyjdę się przejść, zaraz wracam. – powiedziałam i wstałam.
- Jest już późno, gdzie ty się wybierasz? – zaprotestował Maciek i pociągnął mnie na z powrotem na siedzenie.
- Nie jestem małą dziewczynką. – mruknęłam.
- Fakt, nie masz szesnastu lat, może nikt cię nie dopadnie. – powiedział, a ja zrobiłam się blada jak trup. Pamiętał, bo w sumie tego nie dało się zapomnieć. Grzesiek przyglądał się naszej wymianie zdań, zdziwiony moim zachowaniem. Chyba wyczuł, kim jest Rybicki.
- Ale tak na marginesie, to z Nalą wybieraliśmy się na imprezę do Wojtka. Zostało nam już nie wiele czasu, więc… - zaczął, a ja wypuściłam powietrze z ulgą.
- Jasne, już idę. Miłej zabawy. Pa Nala, do zobaczenia. – powiedział i wyszedł z mieszkania. Bociek zamknął drzwi i wrócił do pokoju. Siedziałam ze wzrokiem wbitym w sufit.
- Nala… - podszedł i po prostu mnie przytulił. Nie protestowałam, bo tego wtedy potrzebowałam. – Nie gadaj, że to on…
- Nie zaprzeczę. – mruknęłam. – Skąd wy się w ogóle znacie?! – spytałam zrozpaczona.
- Długa historia… Poznaliśmy się, jak grałem w kadetach i tak jakoś się skumplowaliśmy.
- Czemu akurat on? – ukryłam twarz w dłoniach. Grzesiek usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Ze mną ci nic nie grozi. Może zgłosisz to na policję? – oczywiście wybrał najmniej dogodne wyjście z sytuacji.
- Nie Grzesiek. – zaprotestowałam. – Po prostu wyjadę. Znowu, ale nie mam innego wyjścia. Nie chcę narażać ani ciebie, ani siebie samej. Znajdę jakieś mieszkanie, może w Rzeszowie, czy Krakowie. Załapię się do jakiegoś klubu i przetrwam. – powiedziałam.
- Przetrwasz? – zdziwił się. – Ty masz żyć jak człowiek, a nie uciekać i walczyć o przetrwanie! Może on się zmienił… Jeśli cię dotknie, to lepiej, żeby sam się zabił bo prędzej, czy później zrobię to ja.
- Wiem, że mogę na ciebie liczyć, ale tak się nie da! Co ja mam zrobić?! – kręciłam głową ze łzami w oczach.
- Zostań tutaj i staraj się normalnie żyć. – powiedział.
- Może masz rację… - popatrzyłam się na widok za oknem.
- Ja zawsze mam rację. – uśmiechnął się.
- Tym razem… - podkreśliłam pierwsze dwa słowa. – masz. – wstałam z sofy i udałam się do swojego pokoju.
- Co z tą imprezą u Ferensa? – krzyknął z kuchni.
- A to nie był wkręt? – zdziwiłam się.
- Nie. Naprawdę! Chodź ze mną! – prosił, zaglądając do mojego pokoju.
- A nie możesz iść sam? – spytałam. – Wiesz, że utykam… - roześmiał się na moje słowa.
- Mogę cię nosić! – podszedł do łóżka i jakby nigdy nic, podniósł mnie.
- Czy ty aby nie przesadzasz?
- Nie, wcale. To co ubierasz?
- Jeszcze nie powiedziałam czy idę. – stwierdziłam, kiedy postawił mnie na ziemi.
- Ja zdecydowałem i nie wiem jaką ubrać koszulę, więc może się określisz…
- Masz dylematy. – roześmiałam się i zaczęłam szperać w szafie. Bociek wygodnie usadowił się na łóżku i bacznie przyglądał się moim poczynaniom. Wyciągnęłam żółtą sukienkę i czarne baleriny. – Zadowolony? – spytałam.
- Jak najbardziej. Czyli mam wziąć czarną?
- Dokładnie. – uśmiechnęłam się. – A teraz mógłbyś wyjść, bo chcę się przebrać?
- Muszę? – skinął głową, jak małe dziecko.
- Tak, musisz. – uniosłam jedną brew i poczekałam aż wyjdzie i zamknie za sobą drzwi. Założyłam sukienkę i jak się okazało potrzebowałam pomocy Grześka. Oczywiście – zamek.
- Grzesiu! – krzyknęłam i zaczęłam go szukać po mieszkaniu.
- Co? – usłyszałam i zobaczyłam atakującego w ciemnych dżinsach… bez koszulki. Stanął przede mną i się uśmiechnął.
- Ślicznie wyglądasz! Co chciałaś? – nie mogłam wydobyć z siebie głosu. „Zocha, nie gap się na jego klatę! Sama też masz taki kaloryfer.” Podobno gadanie, albo myślenie w stosunku do samej siebie to objawy schizofrenii. Dobra, ogarnęłam się.
- Zapniesz mi zamek? – spytałam. Bociek oczywiście zaangażował się w pomoc bez najmniejszego problemu. Odwróciłam się, a Grzesiu zasunął moją sukienkę. Nie powiem, że czułam się świetnie, ale na wierzchu miałam całe plecy. Mówi się trudno…
- Dziękuję. – powiedziałam cicho i poszłam do łazienki, słysząc za sobą „polecam się na przyszłość”. Chyba jego niedoczekanie. Zrobiłam delikatny makijaż i rozpuściłam włosy. Ubrałam baleriny i wzięłam małą torebkę z komody. Narzuciłam na siebie czarną, skurzaną kurtkę i po dwudziestu minutach byłam gotowa.
- No ślicznie miedziana… - roześmiał się Bociek. Stanął w progu i muszę powiedzieć, że szczęka mi opadła na jego widok. Był ubrany w ciemne jeansy i czarną koszulę, w której rozpiął kilka guzików.
- Ja ci dam miedziana! – uderzyłam go w ramię.
- Rude jest piękne! – tym zdaniem rozłożył mnie na łopatki. Zaczęłam się śmiać, nie mogąc się opanować.
- Chodźmy już. – powiedziałam i wyciągnęłam go z mieszkania.
Ponieważ Wojtek mieszkał całkiem niedaleko, zrobiliśmy sobie mały spacerek. Była chłodna noc, a księżyc świecił o wiele jaśniej niż wszystkie lamp na ulicy razem wzięte. Szliśmy w sumie niebezpieczną dzielnicą, ale przy Grześku niczego się nie bałam. Znowu doznałam tego cudownego uczucia… bezpieczeństwa. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Bociek, jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi. W progu stanął „gospodarz”.
- Jest i Nala! Miałem nadzieję, że się pojawisz. – uśmiechnął się Wojtek. Przywitaliśmy się z resztą „bandy” i poszliśmy na taras, gdzie skupiła się cała drużyna. Nie obyło się bez pytań o moją kostkę, jednak na wszystkie odpowiadałam zgodnie z prawdą – pozytywnie. Część chłopaków tańczyła ze swoimi żonami i dziewczynami na środku parkietu, niektórzy siedzieli pod ścianami i pogłębiali swój stan nietrzeźwości, a jeszcze inni stali przy barierkach i rozmawiali, najprawdopodobniej o lidze. Dostrzegłam cały zespół ZAKSY, Michała Kubiaka i Damiana Wojtaszka, którzy przyjechali z drużyną na mecz, który miał się odbyć za dwa dni, a gdzieś po ogrodzie kręciły się narzeczona Możdżona i dziewczyna wspomnianego wcześniej Dzika. Grzesiek wybrał wersję numer jeden i od razu porwał mnie do tańca. Nie miałam nic przeciwko, wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że trochę skorzystam z jego obecności. Trafiliśmy na tak zwane „przytulanki”. Jak zwał, tak zwał. Powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki biegnącej z głośników. Cóż, było całkiem przyjemnie. Przynajmniej nie nadwyrężałam kostki.
- Dobrze, że ze mną poszłaś. – szepnął mi na ucho.
- Też się cieszę.
- Pójdziemy się przejść? – spytał po chwili.
- Jasne. – odpowiedziałam, po czym ruszyliśmy do potężnego ogrodu. Za domem było pełno wysokich krzaków i drzew, więc nikt, ani nic nam nie przeszkadzało. Usiedliśmy sobie na drewnianej huśtawce i kiwaliśmy się bez słowa. Ciszę przerwał Grzesiek.
- Coś ci chyba muszę powiedzieć. – zaczął. Zwróciłam głowę w jego stronę. – Chodzi o to, że…
- Grzesiek, Nala! Chodźcie, bo szampana otwieramy. – krzyknął Wojtek i tak zakończyła się nasza rozmowa.
Zabijecie mnie za końcówkę, wiem :) Co u Was? Zaczynacie jakieś nowe blogi?
Jeżeli on chcial jej wyznać miłość to zastrzelę Wojtka;) I dobrze, że Bociek taki domyślny jest.;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;>
haha :D jest domyślny jak widać tu i na boisku :D
UsuńCO ??!! Jak on mógł im przeszkodzić ?? Co on chciał jej powiedzieć ? Wyznać miłość ??
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny ;)
pozdrawiam
Fakt chyba cię zaraz zabiję :D ale opowiadanie i tak świetne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kontynuację :D
a miało być tak romantycznie :( eh.. czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńja zaczęłam, zapraszam do mnie :http://dont-fallinlovewithme.blogspot.com/ ;)