Sprytnie wspięłam się po murze i
weszłam do mojego pokoju, w którym paliło się światło, a przed moim łóżkiem
stały przełożone. Wiedziałam co mnie czeka.
- Gdzieś ty była!? – krzyczała Samara, nazwana tak przez nas
dziesięć lat temu. – Spotykasz się z kimś?!
- Nie! – broniłam się.
- Tak? A to co jest! – kobieta wyciągnęła mój telefon i
pokazała historię kontaktów. „Kruszynka”. Napisałam to w porywie nagłej
radości, która mnie ogarnęła, kiedy Grzesiek zadzwonił. – Wątpię, żeby to był
pseudonim wykładowcy! – darła się.
-Ale z nim mnie nic nie łączy! Przysięgam… - nie dokończyłam
bo dostałam w twarz. Przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy opiekunki
traktowały nas jak psy, za byle jakie przewinięcia.
- Koniec! Masz nigdy więcej się do niego nie odzywać.
Ostatni raz tak nas zawiodłaś. Następnym razem skończysz na bruku, słyszysz?! I
wiesz z czego się będziesz utrzymywać!? Będziesz żebrać! Skończysz jak pierwsza
lepsza… - nie skończyła swojego wywodu, bo tym razem to ja jej przerwałam.
- Wcale nie! Mam dość was, tego przeklętego miejsca i waszej
nienawiści. Jeszcze tej nocy stąd zniknę! Zobaczycie! – krzyczałam, a z oczu
ciekły mi łzy. Samara, razem ze swoją pomocnica wyszły z pomieszczenia, a ja
wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować wszystko, co miałam pod ręką. Godzinę
później byłam gotowa. Zbiegłam po schodach, ciągnąc za sobą bagaż. Wyszłam na
zewnątrz i popatrzyłam na stary, brudny budynek w którym się wychowałam. Byłam
święcie przekonana, że widzę go po raz ostatni…
Była północ, a ja sama jak palec,
pałętałam się po ulicach Gdańska. Tym sposobem dotarłam na dworzec. Pierwszy
pociąg odjeżdża za jakieś dwadzieścia minut. Kupiłam bilet i wsiadłam do
przedziału. Nie obchodziło mnie, gdzie jadę. Okazało się, że miejscem docelowym
był Kędzierzyn – Koźle. W sumie, dało się tam jakoś przetrwać. Po dziesięciu
godzinach jazdy byłam na miejscu. Znalazłam się w mieście, które znałam tylko z
meczów i lekcji geografii. „No cóż, trzeba zacząć od nowa” pomyślałam i
ruszyłam w pierwszej kolejności do biura pracy. Powiedziano mi, że najpierw
muszę ukończyć odpowiednie kursy. W Gdańsku studiowałam ekonomię, a z tego co
wiedziałam, to w Kędzierzynie można było te studia kontynuować, więc udałam się
na kolejną wycieczkę, tym razem na uczelnię. Miałam przy sobie wszystkie dokumenty,
więc z przeniesieniem mnie nie było najmniejszego problemu. Co prawda to nie to
samo co Wrocław, albo Kraków, ale uprawnienia zawsze będę mieć. Miałam na swoim
koncie oszczędności, które rodzice zapisali mi przed śmiercią.
W międzyczasie wynajęłam małe
mieszkanie na obrzeżach miasta, które było całkiem tanie. Przynajmniej miałam
gdzie mieszkać. Moje życie zaczynało układać się w logiczną całość już po dwóch
tygodniach pobytu w nowym mieście. Zaczęłam chodzić na wykłady, a jak dotąd
utrzymywałam się z oszczędności, stypendiów i… pensji klubowych, bo zaczęłam
grać w lidze uniwersyteckiej, która całkiem mi się opłaciła. Niestety Polacy
przegrali Mistrzostwa Europy. Starałam się tego nie robić, ale bardzo pilnie
obserwowałam Grześka i cieszyłam się jak dziecko po każdym skończonym przez
niego ataku. Chciało mi się płakać, kiedy widziałam jego zrozpaczoną minę, a w
oczach błyszczące łzy.
Za niedługo rozpoczęła się liga
zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Treningi miałam raz dziennie, więc miałam sporo
czasu wolnego. Bez problemu łączyłam siatkówkę i studia, dzięki czemu dostałam
się do pierwszego składu. Dostałam karnety na mecze plus ligowe ZAKSY
Kędzierzyn – Koźle. Bardzo się cieszyłam z tego powodu, ale do czasu…
Październik 2013, Hala
AZOTY
- Dziewczyny, na pewno znacie trenera Świderskiego! –
powiedział Małachowski, wskazując na naszego byłego reprezentanta. Chórem
odparłyśmy, że jak najbardziej. – W najbliższym czasie będziecie pod jego
okiem. Z pewnością przekaże wam istotne wskazówki. A teraz do piłek, zagramy
sobie mecz. Jest was dwanaście, więc gramy szóstkami meczowymi!
Zaraz
zostałyśmy rozstawione na boisku. Czułam się świetnie, wiedząc, że prowadzę grę
drużyny na oczach słynnego „Świdra”. Od pierwszego gwizdka szłyśmy łeb w łeb.
Broniłam wiele piłek, jak zaawansowana Libero. Nasze dziewczyny postawiły
solidny blok, a piłka poleciała daleko pod bandy reklamowe. Rzuciłam się za
nią. Podbiłam żółto-niebieską Miksę z wielkim heroizmem i uderzyłam w coś
potężnego i twardego, jednak to coś złapało mnie i uchroniło przed
upadkiem, a na dodatek znało moje imię. Nie ma się co dziwić, bo tym czymś był…
- Chłopaki, widzicie, że tu jest walka na śmierć i życie, a
włazicie, nawet nie patrzycie gdzie! – krzyknął Małachowski. Nie docierało do
nas nic. Bociek patrzył się na mnie jak na ósmy cud świata, a ja wyrwałam się i
szybko pobiegłam rozegrać kolejną piłkę. Wystawiłam na środek, a Monia wbiła
gwoździa tuż przed nogami przyjmującej. Przez kilka kolejnych akcji nie mogłam
się skupić na grze czując na sobie przenikliwy wzrok Grześka. Na szczęście
trening w końcu się skończył i mogłyśmy się rozejść do szatni. Podeszłam do
krzeseł i wzięłam swoją wodę, po czym zaczęłam odwiązywać tejpy z
pokiereszowanych palców. Wtedy podszedł do mnie trener, a ja uświadomiłam
sobie, że jestem ZBYT dobrą rozgrywającą.
- Zośka – zdenerwował mnie. – Grasz z chłopakami na
rozegraniu. – powiedział chłodno, a mi zrobiło się słabo widząc Boćka
rozgrzewającego się na boisku. Znowu mam mu wystawiać? To jest jakieś
przeznaczenie, czy co? Skrzywiłam się, ale w końcu przytaknęłam i podeszłam do
Świderskiego dowiedzieć się szczegółów. Mieliśmy sami wybrać składy. Zanim
się zorientowałam Bocian ciągnął mnie za rękę i zostawił pod siatką, puszczając
oko. Mimowolnie się uśmiechnęłam, ale zaraz się odwróciłam. Poszłam do swojej
strefy i czekałam na akcje przeciwników. Zaczęło się od asa serwisowego
Ruciaka, ale spokojnie graliśmy kolejne akcje, bez zbędnego heroizmu w
przyjęciu. Gato posyłał mi precyzyjne piłki około pół metra od siatki, w sam
raz na krótką. Jednak ani razu nie wystawiłam na prawy atak. Nie dlatego, że
nie chciałam, po prostu nie umiałam. Rzadko to robiłam, bo każda osoba grająca
na tej pozycji kojarzyła mi się z nim… Mój defekt zauważył Możdżon.
- Wystaw coś na prawy, bo zaczynają czytać naszą grę… -
powiedział mi na ucho, a ja przytaknęłam. Co miałam zrobić? Lewis dograł, a ja
wystawiłam na drugą linię do Boćka. Grześ chyba ucieszył się, że go doceniłam,
bo przedzwonił centralnie w środek robiąc wielki huk na hali.
- Dobra wystawa. – szepnął mi tuż nad uchem i położył rękę
na ramieniu. Poczułam ciepło jego oddechu na swojej szyi, a moje nogi zaczęły
chwiać się jak galareta. Jak tak dalej pójdzie, to będę grać tylko prawym
atakiem. – pomyślałam.
Mecz wygraliśmy 3:1. Zeszłam z boiska i poszłam do szatni,
gdyż zostałam zwolniona przez trenera. Kiedy byłam w korytarzu usłyszałam
głośne sapanie i ktoś złapał mnie za rękę. Odruchowo się odwróciłam i znowu
zderzyłam się z jego klatką piersiową, bo kontrast naszych wzrostów był bardzo
wyraźny.
- A teraz musimy pogadać! – powiedział i wciągnął mnie do
szatni, przyciskając do ściany i mocno całując. Wyrwałam się z jego objęć i
popatrzyłam jak na mordercę.
- Co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam z przerażeniem w oczach.
Znowu poczułam się tak samo okropnie, jak cztery lata temu. Zsunęłam się po
ścianie i ukryłam twarz w dłoniach. Bociek za chwilę klęczał obok mnie.
- Co się stało? Dlaczego uciekłaś? Nie widzisz, że dobrze
nam razem?
- Nie za dużo tych pytań, a tak w ogóle to możesz się odsunąć?
– powiedziałam i przeszłam na drugą stronę pomieszczenia.
- Czemu się tak zachowujesz, jakbyś się mnie bała?! –
zdziwił się.
Westchnęłam. Zadawałam sobie pytanie, czy powiedzieć mu
prawdę, jednak na tamtą chwilę zrezygnowałam.
- Mam swoje powody i proszę, nie wnikaj w to! – wytarłam
wilgotne oczy w koszulkę i zaczęłam pakować nakolanniki do torby.
- Proszę cię Nala, powiedz mi. – objął mnie od tyłu, a ja
zadrżałam. Na tą reakcję od razu mnie puścił. I pokręcił głową z
niedowierzaniem.
- Myślisz, że uwielbiam jak mnie ktoś przytula, jak ostatni
raz wyrywałam się i błagałam o litość?! – wykrzyczałam mu to w twarz, bo nie
mogłam się pohamować.
- Kto?! Kiedy? – zachowywał się, jakby za chwile miał
dokonać morderstwa.
- Dawno… - mruknęłam siadając na ławce, po chwili dołączył
do mnie Bociek. – Cztery lata temu.
- Zaraz, miałaś 16 lat?! – zdziwił się. – Czekaj, czekaj!
Gość siedziałby za kratami długie lata! Czemu nikomu nie powiedziałaś, rodzice
by ci nie pomogli?!
- Ja nie mam rodziców, ani rodziny. Wszyscy zginęli w ataku
na WTC! Straciłabym dach nad głową. W domu dziecka, od razu traktowano by mnie
jak „dziewczynę lekkich obyczajów”. Między innymi dlatego znalazłam się w
Kędzierzynie. Uciekłam, bo przełożona dowiedziała się, że się z tobą spotkałam.
Mieszkałam tam, bo pracowałam, a nie miałam własnego mieszkania. Oto cała
prawda, a teraz myśl sobie o mnie co chcesz. – powiedziałam patrząc w swoje
niebieskie Asicsy i kręcąc głową, nie mogąc uwierzyć, że moje życie jest takie
straszne.
- Nala, ja nie wiem co mam powiedzieć. Czemu ja nie mam
takiego ciężkiego życia! Podziel się ze mną! Czemu mi nic nie powiedziałaś? –
pytał dalej. – Poradzilibyśmy sobie. Wymyśliłbym coś!
- No właśnie… Miałeś Mistrzostwa Europy, a poza tym jesteś
wschodzącą gwiazdą! Skupiłbyś się na mnie i nie grałbyś tak, jak powinieneś.
Jestem najzwyklejszą, prostą dziewczyną, nawet niespecjalnie wykształconą. Nie
pasujemy do siebie! Sławny sportowiec i sierota? Popatrz na to z tej
perspektywy.
- To nie ma nic do rzeczy! Oddałbym miliony modelek,
medalistek olimpijskich za ciebie! – popatrzył mi w oczy i złożył na moich
ustach delikatny pocałunek. Z jednej strony, moje serce skakało z radości, ale
czułam niepokój, który wygrał z przyjemnym uczuciem. Oderwałam się od Grześka i
popatrzyłam w świat za oknem. Wzięłam głęboki oddech i zebrałam się na odwagę.
- Nala… - zwrócił moją uwagę, dotykając opuszkami palców
mojego policzka.
- Nie… To był nasz ostatni pocałunek. Potraktuj go jako
pożegnanie, zrozum, że nie mamy szans… - pokręciłam głową i wyszłam z szatni,
ciągnąc za sobą torbę i zostawiając osłupiałego Boćka.
Możecie mi nie
wierzyć, ale tyle razy zmieniałam zakończenie tego rozdziału, że nie potrafię
policzyć. W końcu się udało :) Z góry przepraszam, jeśli w najbliższym czasie nie będę dodawać nowych rozdziałów, ale chyba pada mi twardy dysk... -.- Jak patrzycie na decyzje PZPS'u i zwolnienie A.A? Z jednej strony można się tego było spodziewać, ale w sumie to teraz nie patrzą w związku na to, ile zrobił dla naszej reprezentacji. Komentujcie i do
następnego! Pozdrawiam :)