Mecz
był zacięty, jednak zakończył się naszą porażką 2:3. Mówi się trudno. Jedna
rzecz nie dawała mi spokoju. Za każdym razem, kiedy chłopaki mnie obejmowali,
czułam ten okropny dreszcz, który prześladował mnie od wydarzenia sprzed
przeszło czterech lat. Widziałam ich zdziwiony wzrok, kiedy odsuwałam się na
większą odległość.
- Dzięki chłopaki i dziewczyny – dodał AA. – Na dzisiaj
tyle! Wracamy do hotelu. – zarządził.
Siatkarze, żegnając się ze mną, poszli do szatni, a ja do
łazienki. Przecież nie będę się przebierać przy zgrai facetów. Ubrałam swoje
jasne jeansy, beżowy sweter i jasne baleriny. Na ramię założyłam torbę
treningową z adidasa i ruszyłam w kierunku zielonej tablicy „Exit”. Wychodząc
natknęłam się na Grześka.
- Na kogo czekasz? Chłopaki już chyba poszli do hotelu. -
powiedziałam.
- Czekam na ciebie. – uśmiechnął się, a ja poczułam dziwny
ucisk w żołądku i to bynajmniej nie była niestrawność. – Odprowadzę cię do
domu, jeśli ci to nie przeszkadza. Jest już wieczór, może wpadniemy do jakiejś
kawiarni…
- Ale ja naprawdę się spieszę, a poza tym, muszę jeszcze coś
załatwić. – jak ja mu wytłumaczę, że nie mieszkam w zwykłym mieszkaniu, tylko w
sierocińcu z dziećmi, którymi na co dzień się zajmuję.
- Co musisz załatwić? – drążył temat, nie chcąc dać mi
spokoju.
- Czeka na mnie dziecko w przedszkolu, muszę się pospieszyć.
– tłumaczyłam się.
- Masz dziecko?! – przeraził się.
- Nie! – krzyknęłam. – To nie moje. – powiedziałam nieco
spokojniej. – pracuję w domu dziecka. – wyjawiłam mu część prawdy. Grzesiek
odetchnął z ulgą, a na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
- Lubisz dzieci? – spytał wesoło.
- Nawet bardzo…
- Ja też. Skoro nie mogę iść z tobą, to może dasz mi swój
numer? – poruszył brwiami, a mi trudno było odmówić, jednak ostatecznie podałam
mu ciąg cyfr, chociaż miałam drobne wątpliwości czy dobrze robię.
- Do zobaczenia. – skromnie się uśmiechnęłam i pobiegłam w
kierunku przedszkola, gdzie czekał na mnie Piotruś. Nie powiem, żeby był
zadowolony.
- Czemu nie przychodziłaś?! – spytał rozżalony pięciolatek.
- Miałam mecz. Popatrz! – wyciągnęłam z kieszeni cieplutki
złoty medal i zawiesiłam małemu na szyi, czym rozwiałam jego niewygodne
pytania. Lepiej, żeby nikt się nie dowiedział, że dałam numer Grześkowi.
Przełożone nie tolerują, kiedy ktoś z nas zaczyna się z kimś spotykać, albo
utrzymywać bliższe kontakty. Z pewnością miałabym wtedy problemy, a jak na
razie nie mam się z czego utrzymać, więc jestem zdana na mój dotychczasowy dom
i opiekę nad dziećmi, za co dostaję około pięćdziesięciu złotych na tydzień. To
bardzo niewiele. Przyprowadziłam chłopca prosto na kolację, z której sama
zrezygnowałam. Poszłam do swojego pokoju i rozpakowałam torbę, po czym
zawiesiłam medal na półce z trofeami, których trochę mi się nazbierało przez te
kilka lat. Wzięłam gorący prysznic i zmyłam z siebie trudy dzisiejszego dnia.
Wysuszyłam moje rude, sięgające bioder włosy i położyłam się na łóżku. Wzięłam
do ręki „Joyland” i zaczęłam powoli zagłębiać się w lekturę, do godziny 22.27,
kiedy usłyszałam dźwięk telefonu. Numer zastrzeżony. Stwierdziłam, że nawet
morderca nic mi nie zrobi przez telefon, więc odebrałam.
- Cześć Rudzielcu, tu Bocian! – przywitał mnie znajomy głos,
na co szczerze się rozpromieniłam.
- Hej Boćku. – miałam wrażenie, że się uśmiecha.
- Co porabiasz? Nie obudziłem cię? – spytał wesołym tonem.
- A skąd. Czytam sobie.
- O! A co, jeśli można wiedzieć.
- „Joyland”. – odpowiedziałam.
- Lubisz Stephena Kinga? – prowadził wywiad.
- Bardzo.
- Więc mamy podobny gust. Możesz na chwilę wyskoczyć na
plażę koło klifu? – spytał z nadzieją w głosie.
- Teraz? – zaczęłam kombinować jakby tu niepostrzeżenie
wymknąć się z budynku.
- W tej chwili. Właśnie siedzę sobie na piasku i myślę o
twoim precyzyjnym rozegraniu. – roześmiał się, a mi
zrobiło się ciepło na
sercu. – Przyjdziesz?
- Postaram się, poczekaj chwilę. Będę za kilka minut. –
wyłączyłam się. Była już ciemna noc, jak to bywało we wrześniu. Rozczesałam
włosy, ubrałam bluzę, wysokie trampki i wyskoczyłam przez okno. Z parapetu do
ziemi było blisko pięć metrów, więc bezpiecznie zeszłam na grunt spuszczając
się na rękach. Pozostawało pytania „jak ja potem wyjdę z powrotem na górę. Może
Grzesiu mnie podsadzi”. Roześmiałam się na samą myśl o tej sytuacji. Szłam
brzegiem plaży, a moim oczom ukazała się wysoka postać w biało-czarnym polarze.
Gdy trochę się zbliżyłam, zauważył mnie.
- Gdzie mieszkasz? W pobliżu nie ma żadnych osiedli, a ty
przyszłaś w tempie ekspresowym!
- Po prostu szybko chodzę. – powiedziałam, siadając na
piasku, po czym zesmutniałam i utkwiłam wzrok w ziemi.
- Ty coś ukrywasz… - stwierdził po chwili, siadając obok
mnie, a mi serce podeszło do gardła. Czułam, że robi się niebezpiecznie.
Myślałam, „co on teraz zrobi”. Przełknęłam głośno ślinę i robiłam dobrą minę do
złej gry.
- Czemu tak sądzisz? – oparłam się na łokciach i spojrzałam
w gwieździste niebo, rozciągające się nad horyzontem. Noc była wyjątkowo
ciepła.
- Bo zbladłaś, a poza tym nie chcesz mi nic o sobie
powiedzieć. – kontynuował.
- Wcale nie zbladłam, jest mi gorąco! – palnęłam głupotę, a
Grzesiek zaczął się śmiać. – To co chcesz niby takiego wiedzieć?
- Na przykład… - roześmiał się ponownie. – Nie wiem jak się
nazywasz. Po tym, że mówię do ciebie Nala, mogę się domyślić, że nazywasz się
Natalia.
- Wcale nie. – uśmiechnęłam się. – Mam na imię Zofia. Zofia
Borowiecka, ale proszę, nie mów mi po imieniu.
- Jak sobie życzysz. Ale dlaczego? – zdziwił się.
- Bo nie lubię swojego imienia. – po wiedziałam po prostu,
patrząc w inną stronę, udając, że nie widzę przenikliwego wzroku mojego
towarzysza.
-Moje też mnie wkurza. Jakoś tak nieporadnie… Grześ? – było
mu całkiem wesoło. – No to idźmy dalej. Ile masz lat, skąd jesteś?
- Mam dwadzieścia lat, urodziłam się w Nowym Jorku i
mieszkałam tam przez prawie dziesięć lat.
- A dlaczego już nie mieszkasz? – zabrnęłam w ślepą uliczkę.
Zacisnęłam zęby, żeby się nie rozpłakać. Grzesiek chyba zauważył moją trudność
w powstrzymaniu łez, ale nie dał tego po sobie poznać.
- W wyniku pewnej sytuacji… - powiedziałam twardym głosem. –
Nie mogłam zostać w USA.
- Jakiej? – zaczynał mnie denerwować.
- Nie ważne jakiej, ważne, że jestem tu teraz, żyję i mam
się dobrze. Skończyłeś przesłuchanie?! – warknęłam, a mina Grześka wyrażała
tylko i wyłącznie szok. Położyłam się na chłodnym piasku i zamknęłam oczy, a ułamek
sekundy później poczułam ciepłe wargi Boćka na swoich ustach…
Było mi całkiem przyjemnie. Czułam, jak zatapia swoje ręce w
moich gęstych włosach, jednak w mojej głowie zapaliło się światełko
ostrzegawcze i zerwałam się na równe nogi jak oszalała. Grzesiek popatrzył się
na mnie ze zdziwieniem w oczach.
- Przepraszam… - powiedział i złapał mnie za rękę, a
wspomnienia wróciły do mnie w ekspresowym tempie. Wyrwałam się z uścisku.
- To moja wina, zagalopowaliśmy się. Powodzenia na
Mistrzostwach. Zawsze będę ci kibicować. – mówiłam zmieszana, bo po chwili
szybkim krokiem wracałam do domu, zostawiając osłupiałego Boćka, który zaczął
za mną biec, wołając moje imię, prawdziwe imię, jednak ja też przyspieszyłam i
na szczęście, a może i nie… wygrałam tą zabawę w berka.
Cześć! Dodaję kolejny
rozdział w wasze ręce. Jutro mam konkurs, od którego zależy po części, do
jakiego liceum się dostanę, ale mam nadzieję, że sobie poradzę, więc trzymajcie
za mnie kciuki! Dzisiaj mecz Sovia vs Zaksa, jak obstawiacie? Pozdrawiam i
zachęcam do komentowania!
Powodzenia na konkursie!
OdpowiedzUsuńChyba nie potrafie wybrac, komutanı kibicowac...obydwie druzyny uwielbiam... Niech wygra lepszy. :)
Szkoda, ze przeszlosc Nalı tak wplywa na terazniejszosc... Mam nadzieje, ze Bociek bedzie zabiegal o spotkania z Nala :))
Pozdrawiam :*
Strasznie szkoda mi Nali, współczuję jej tego co przeżyła. Liczę na to, że mimo tego wszystkiego coś między nią, a Boćkiem będzie i oboje będą szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do siebie:
http://siatkarskie-something-beautiful.blogspot.com/